Za każdym razem gdy umysł dryfuje mi
w kierunku rozmyślań o początku wszystkiego po chwili dochodzę do
tego samego wniosku. Że nie było początku bo musiałaby istnieć
jakaś nicość. A przecież nigdy nie trafiliśmy na taki stan.
Wszędzie jest coś. Gdziekolwiek nie wystawimy sondy zawsze walnie w
nią jakiś foton czy inna cząstka, od razu. Jesteśmy w świecie
który nigdy się nie zaczął i nigdy nie skończy. Tylko wszystko
się zmienia. Jesteśmy w świecie w którym nie ma miejsca gdzie nie ma niczego. Nawet jeśli będziemy chcieli zrobić takie miejsce sztucznie nie będziemy w stanie stwierdzić czy nam się to udało.
I za każdym razem gdy ten oczywisty fakt wprawia mnie w drżenie.Mimo że umysł podpowiada że stan istnienia wszystkiego jest naturalny to serce mówi że nie powinno istnieć nic. To wkurzające że , na pytanie dlaczego cokolwiek istnieje, na wieki będziemy musieli zadowolić się odpowiedzią - "bo tak". I najwyżej robić to co robimy teraz czyli badać dlaczego i jak coś się zmienia.
Dlaczego coś w ogóle? - bo tak.
Ale i tak miliony ludzi będzie wciąż zadawać sobie podobne pytania. Bo uczucie stawania przed nieodgadnionym jest po prostu przyjemne. I trzeba co jakiś czas odlecieć od "bierzączki"
Dlaczego coś w ogóle? - bo tak.
Ale i tak miliony ludzi będzie wciąż zadawać sobie podobne pytania. Bo uczucie stawania przed nieodgadnionym jest po prostu przyjemne. I trzeba co jakiś czas odlecieć od "bierzączki"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz