niedziela, 19 lutego 2017

Przemysł Wykuwania Neointeligenta ( w wersji przedwojennej)

Po „odkryciu”, cokolwiek może nieuprawnionym, że, tak jak Kaczyński i Trump pochodzę od Mieszka I, przeczytałem do końca tekst genealoga http://minakowski.pl/odpowiedz-na-insynuacje-m-zaremby-w-polityce/ i natknąłem się na stwierdzenie, które dość często przemyka gdzieś w debacie. I chyba jest obecne na stałe w filozofii przedstawicieli nowej władzy.



Chodzi o eksponowanie jakiejś wyższości przedwojennego inteligenta nad resztą, której nawet podstępem trzeba wbijać prawdy do głów.

No to kilka słów z pozycji kogoś, kto ani pochodzenia inteligenckiego nie ma, ani herbu szlacheckiego, a za wspólnego przodka wszystkich uważa symbolicznie australopiteka Lucy, której imię wywodzi się od, słuchanego w nadmiarze przez odkrywców kośćca, utworu „Lucy in the Sky with Diamonds”, który to utwór promował LSD, a jego twórca zarzekał się że wcale nie, bo inspiracją był rysunek dzieciaka z przedszkola, ufff...

Po pierwsze, skutkiem królowania przedwojennego inteligenta w swojej masie i wynikającej z tego polityki była, zdaje się, przegrana wojna ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tak, oskarżanie mola książkowego z lat trzydziestych o wykreowanie Stalina, Hitlera i paktu rozbiorowego to grube uproszczenie. Ale czemu nie miałbym zachować się jak przeciętny historyk, który nie mając dostępu do faktów, czyli do szczegółów gabinetowych rozmów najpotężniejszych graczy, potrafi napisać kilka tomów opartych na bzdurach z gazet czy kronik i twierdzić że zrozumiał co się działo w danym momencie i dlaczego. No więc stosując podobną, historyczną, metodę. Mamy fakt – kult wybitnego inteligenta i skutek – hordy rusko-niemieckie, które ogniem i mieczem dowodzą że nam ten kult nie bardzo pomógł. Więc po co próbować do tego wracać?


Ten przedwojenny inteligent to oczytany człowiek, który potrafi rozmawiać w towarzystwie na tematy różne. Kiedyś miało to może jakąś wartość. Nawet jeśli te lektury i rozmowy opierały się tylko na zapamiętaniu i odtwarzaniu w reakcji na jakieś bodźce odpowiednich treści, które symulowały obszary zadowolenia w małpim mózgu pozwalając zachować wspólną tożsamość stada.
Ale teraz w epoce nadchodzącej sztucznej inteligencji, nie na wiele się to przyda. Oczywiście gadanie ma cały czas wzięcie. Ludzie wyszkoleni do bitew słownych, cały czas robią kariery w mediach i biznesie i, jak to ładnie zobrazowano w Przygodach Dobrego Wojaka Szwejka, ludzi warto zagadywać tak aż od tego wszystkiego zgłupieją i zgodzą się z Tobą. Tak to działa, ale nie wznośmy gadaczy na piedestał. Oni sprytnie mielą dostępne treści nie wnosząc nic nowego do dorobku ludzkości, jedynie służą swoim sponsorom i własnej kieszeni. Niewielu ludzi ma cokolwiek nowego do powiedzenia, a treści warte przyswojenia są ciężkie do przekazanie w formie, krótkiej wypowiedzi. (pisząc to myślę głównie o Einsteinie, więc znów lekko przesadzam :-) )

Zanudzam, a to miał być, krótki, emocjonalny wpis...

W każdym bądź razie, ktoś kto czyta działa filozofów, pod warunkiem że czyta uważnie i całościowo, dowie się co najwyżej tego jak wszyscy, włącznie z wielkimi myślicielami, jesteśmy podatni na bzdury z otaczającej nas kultury. Więc raczej warto studiować to co się dzieje na bieżąco w biologi, fizyce, psychologi i innych naukach, niż zaprzątać sobie głowę historią filozofii. A takie podejście jest zaprzeczeniem forsowanej obecnie neointeligenckości.

I na koniec to o co mi chodziło.

To jest znana piramida Masłowa.



Promotorzy neointeligenckości, chcą kontynuować politykę zabierania większości ludzi środków do ciekawego życia, przekierowując, w różny sposób, bogactwo do korporacji i rządów centralnych. Następnie za pomocą propagandy chcą narzucić ludziom wzorce samorealizacji.
Podczas gdy takie potrzeby wśród ludzi, którzy walczą o przetrwanie i bezpieczeństwo w epoce złodziejskich danin i niewolniczego prawa nie istnieją. Ludzie dalej po robocie będą szli na piwo i potupać przy discopolo bo ich na więcej nie stać. Będą mieli gdzieś ojczyznę, barokowe malarstwo i poezje wybrane Pana X. Natomiast ludzie, którzy będę mieli swoją własność, przyzwoite dochody, poczucie bezpieczeństwa i trochę wolnego czasu zaczną szukać, próbować, myśleć. I stworzą kulturę. I wzbogacą się sami, bez kolejnego, jak zwykle nie działającego, planu rozwoju. I będą potrafili obronić swoje terytorium. Bo małpy to gatunek sprytny i ciekawy świata. Ale małpy na łańcuchu, pod ustawiczną groźbą kija i wciąż oszukiwane już jakby mniej.


PS. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę że użyta w tekście grafika z młotkami ma biało czerwone flagi. Tak to jakoś Pink Floyd (od których to ściągnąłem) sobie wymyślili. Z tego co czytam to po prostu artystyczna wariacja swastyki. Ale biorąc pod uwagę teksty w "Another Brick in the Wall" chodzi to o szkolnictwo. Więc grafika, aczkolwiek dziwnie może się kojarzyć, zostaje. A zdaje się że Pink Floyd zmienili potem tło we flagach na czerwone.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz