Po rozmowie ze znajomym, który,
zapewne, łakomiąc się na jakąś ofertę udostępnił swój numer
dla celów telemarketingowych i teraz zamęczany jest telefonami
(najczęściej od Idea Bank), postanowiłem zerknąć jak się ma ta
marka na rynku. Zwłaszcza że i ja Idea Bank i Tax Care (markę tego
samego holdingu) kojarzę z ponadprzeciętnej aktywności
telemarketingowej i wybitnie częstej reklamy emailowej z przekazem,
najdelikatniej mówiąc, mogącym wprowadzić klienta w przekonanie o
wiele większej zyskowności oferty niż to jest w rzeczywistości.
No więc zachciało mi się zobaczyć
czy taka nisko-kosztowa nachalność telefoniczno-emailowa działa. W
takim tradycyjnym biznesie jak bankowość czy księgowość, nie
powinno być zbyt dużych możliwości rozwoju. Bank czy księgowość,
a wszędzie taki sam rodzaj i poziom usług, znaleźć nie problem. A
o długiego czasu takie usługi dostępne są u oferentów online.
Co prawda Idea Bank jest całkiem
kreatywne ale najważniejszym elementem przewagi może być właśnie
nachalność i przesada w przekazie reklamowym.
Nie prowadziłem badań, poserfowałem
tylko po kilkunastu stronach, w tym większość miała informacje z
komunikatów prasowych Idea Bank. Ale wygląda na to że biznes się
rozwija, jest coraz więcej klientów.
W sumie nic nowego, jazda po bandzie
działa.
W naszej kulturze dopuszczalne jest
publikowanie reklam, nawet ostra przesada w przekazie (np. w wielu
reklamach proszki do prania od 50 lat coraz lepiej piorą i dają
bielszą biel niż te konkurencji). W biznesie dopuszczalne jest
dzwonienie do klienta z którym się już robi jako-takie interesy, kontakt listowny z potencjalnymi klientami.
Natomiast, chodzenie z ofertą po domach, dzwonienie do nieznajomych firm czy osób prywatnych jest
uważane za naruszenie norm. I słusznie. Nawet gdy uda się jakoś
tam uzyskać zgodę na kontaktowanie się mailowe czy telefoniczne od
klienta (wtedy tylko uzyskujemy jakieś tam podstawy prawne do
robienia takich akcji). Załóżmy że nagle wszyscy w biznesie
wpadają na pomysł żeby obdzwonić i omailować wszystkich ze swoją
wspaniałą ofertą? No właśnie.
Dlatego też takie działania mogą
przynosić pozytywne skutki. Kiedyś nazywało się to po prostu
cwaniactwem. Ale z własnego doświadczenia wiem, że wiele firm
wyrabia swój margines zysku dzięki naruszeniom, większym i
mniejszym, norm społecznych. To działa, dopóki się nie rozwydrzą
i nie zaczną działać na większym stopniu bezczelności.
Cwaniactwo powinno być zresztą nauczane w szkołach biznesu,
pozwoliłoby to uniknąć wielu przedsiębiorcom uczenia się na
własnych błędach przy kontaktach z „doświadczonymi”
biznesmenami.
Przy okazji sprawdziłem czyj to
biznes. Nie jestem na bieżąco z finansami to nie wiem. Jakby ktoś
jeszcze oprócz mnie tego nie wiedział to informuję że to interes
(wraz z np. Getin Noble Bankiem) Leszka Czarneckiego. Zaczynał (wg
Wikipedii ) od współpracy z SB, potem za późnej komuny został
kapitalistą, po 89 wszedł w finanse, a potem już został
miliarderem. Kilka lat temu ożenił się z Jolantą Pieńkowską
(pewnie też wszyscy oprócz mnie o tym wiedzą :-) ) – kiedyś
prezenterką TVP, obecnie TVN. Jako że podczas popełniania tego
wpisu, w telewizorze właśnie mam serial o Borgiach (rodzina
papieska) jakoś mi się nasuwają skojarzenia o łączeniu dynastii,
małżeństwach politycznych i takietam.
Jak nie pójdę do psychiatry, to
zwariuję w tym kraju. Wszystko mi się kojarzy.
Jak żyć Premiero! Jak żyć?
PS. Jeszcze tak historycznie, z własnego doświadczenia. Pomysł żeby nagle stosować agresywną sprzedaż, obdzwaniać Bóg wie kogo, zatrudnić sprzedawców którzy zdziałają cuda i opchną towar to zwykle był ostatni pomysł zarządu przed upadkiem firmy. Oczywiście jeśli chodzi o w miarę poważne firmy, nie o sprzedawców drogocennych garnków czy cudownej pościeli z wełny.
W ostatnich latach jednak takie "techniki" marketingu stosowane są coraz częściej jako pełnoprawna technika sprzedaży. Czasem to zyskowne ale wiocha.
PS. Jeszcze tak historycznie, z własnego doświadczenia. Pomysł żeby nagle stosować agresywną sprzedaż, obdzwaniać Bóg wie kogo, zatrudnić sprzedawców którzy zdziałają cuda i opchną towar to zwykle był ostatni pomysł zarządu przed upadkiem firmy. Oczywiście jeśli chodzi o w miarę poważne firmy, nie o sprzedawców drogocennych garnków czy cudownej pościeli z wełny.
W ostatnich latach jednak takie "techniki" marketingu stosowane są coraz częściej jako pełnoprawna technika sprzedaży. Czasem to zyskowne ale wiocha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz