niedziela, 1 lutego 2015

Nisko-kosztowa nachalność telefoniczno-emailowa. Czyli jak robić biznes gdy nie wymyśla się koła.

Po rozmowie ze znajomym, który, zapewne, łakomiąc się na jakąś ofertę udostępnił swój numer dla celów telemarketingowych i teraz zamęczany jest telefonami (najczęściej od Idea Bank), postanowiłem zerknąć jak się ma ta marka na rynku. Zwłaszcza że i ja Idea Bank i Tax Care (markę tego samego holdingu) kojarzę z ponadprzeciętnej aktywności telemarketingowej i wybitnie częstej reklamy emailowej z przekazem, najdelikatniej mówiąc, mogącym wprowadzić klienta w przekonanie o wiele większej zyskowności oferty niż to jest w rzeczywistości.

No więc zachciało mi się zobaczyć czy taka nisko-kosztowa nachalność telefoniczno-emailowa działa. W takim tradycyjnym biznesie jak bankowość czy księgowość, nie powinno być zbyt dużych możliwości rozwoju. Bank czy księgowość, a wszędzie taki sam rodzaj i poziom usług, znaleźć nie problem. A o długiego czasu takie usługi dostępne są u oferentów online.
Co prawda Idea Bank jest całkiem kreatywne ale najważniejszym elementem przewagi może być właśnie nachalność i przesada w przekazie reklamowym.

Nie prowadziłem badań, poserfowałem tylko po kilkunastu stronach, w tym większość miała informacje z komunikatów prasowych Idea Bank. Ale wygląda na to że biznes się rozwija, jest coraz więcej klientów.

W sumie nic nowego, jazda po bandzie działa.
W naszej kulturze dopuszczalne jest publikowanie reklam, nawet ostra przesada w przekazie (np. w wielu reklamach proszki do prania od 50 lat coraz lepiej piorą i dają bielszą biel niż te konkurencji). W biznesie dopuszczalne jest dzwonienie do klienta z którym się już robi jako-takie interesy, kontakt listowny z potencjalnymi klientami. Natomiast, chodzenie z ofertą po domach, dzwonienie do nieznajomych firm czy osób prywatnych jest uważane za naruszenie norm. I słusznie. Nawet gdy uda się jakoś tam uzyskać zgodę na kontaktowanie się mailowe czy telefoniczne od klienta (wtedy tylko uzyskujemy jakieś tam podstawy prawne do robienia takich akcji). Załóżmy że nagle wszyscy w biznesie wpadają na pomysł żeby obdzwonić i omailować wszystkich ze swoją wspaniałą ofertą? No właśnie.

Dlatego też takie działania mogą przynosić pozytywne skutki. Kiedyś nazywało się to po prostu cwaniactwem. Ale z własnego doświadczenia wiem, że wiele firm wyrabia swój margines zysku dzięki naruszeniom, większym i mniejszym, norm społecznych. To działa, dopóki się nie rozwydrzą i nie zaczną działać na większym stopniu bezczelności. Cwaniactwo powinno być zresztą nauczane w szkołach biznesu, pozwoliłoby to uniknąć wielu przedsiębiorcom uczenia się na własnych błędach przy kontaktach z „doświadczonymi” biznesmenami.

Przy okazji sprawdziłem czyj to biznes. Nie jestem na bieżąco z finansami to nie wiem. Jakby ktoś jeszcze oprócz mnie tego nie wiedział to informuję że to interes (wraz z np. Getin Noble Bankiem) Leszka Czarneckiego. Zaczynał (wg Wikipedii ) od współpracy z SB, potem za późnej komuny został kapitalistą, po 89 wszedł w finanse, a potem już został miliarderem. Kilka lat temu ożenił się z Jolantą Pieńkowską (pewnie też wszyscy oprócz mnie o tym wiedzą :-) ) – kiedyś prezenterką TVP, obecnie TVN. Jako że podczas popełniania tego wpisu, w telewizorze właśnie mam serial o Borgiach (rodzina papieska) jakoś mi się nasuwają skojarzenia o łączeniu dynastii, małżeństwach politycznych i takietam.

Jak nie pójdę do psychiatry, to zwariuję w tym kraju. Wszystko mi się kojarzy.
Jak żyć Premiero! Jak żyć?

PS. Jeszcze tak historycznie, z własnego doświadczenia. Pomysł żeby nagle stosować agresywną sprzedaż, obdzwaniać Bóg wie kogo, zatrudnić sprzedawców którzy zdziałają cuda i opchną towar to zwykle był ostatni pomysł zarządu przed upadkiem firmy. Oczywiście jeśli chodzi o w miarę poważne firmy, nie o sprzedawców drogocennych garnków czy cudownej pościeli z wełny. 
W ostatnich latach jednak takie "techniki" marketingu stosowane są coraz częściej jako pełnoprawna technika sprzedaży. Czasem to zyskowne ale wiocha.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz