niedziela, 13 grudnia 2015

Wielka Frustracja albo świat za bardzo wyjaśniony

Nasz gatunek przeszedł szybko długą drogę. Jeszcze niedawno wierzyliśmy że na szczytach gór siedziby mają bogowie. Teraz na te szczyty wchodzimy a nawet patrzymy na nie z góry podczas przelotów. Nasz świat stał się zrozumiały. Dla tych co chcą, choć większości nawet nie chce się postudiować (nie chodzi o chodzenie na uczelnię) żeby zrozumieć to i owo.

I niestety dzięki naszej wiedzy utknęliśmy i o tym wiemy. Utknęliśmy i nie możemy ruszyć dalej. Dotarliśmy do jakiejś granicy przy której drepczemy nie mogąc jej przekroczyć. Mamy miażdżącą świadomość naszego miejsca i skali we wszechświecie. Czy choćby w naszej galaktyce. Jesteśmy mali, bezradni i według nauki zamknięci już na tej naszej mikroskopijnej prowincji na wieki. Nie możemy lecieć dalej, nie możemy odkrywać. Największa prędkość jaką możemy teoretycznie osiągnąć, prędkość światła, to ślimak który ze Słońca pełznie do nas 8 minut. Praktycznie możemy pomyśleć tylko o wycieczce na Marsa. Dopiero niedawno jedna z naszych sond opuściła Układ Słoneczny. Zazdroszczę tym wszystkim, którzy pracują przy tych projektach. To ekscytujące. Ale z punktu widzenia gatunku utknęliśmy i szamoczemy się w bagnie. I znikąd nadziei. Fizyka zatrzymała się ponad 100 lat temu i szukamy narzędzi które pozwoliłyby nam badać coraz mniejsze rozmiary świata bez wpływania na stan mierzonych zjawisk. W wielkiej rurze CERNu dalej bawią się w zderzenia, odkryli nawet bozon Higgsa ale pewnie dlatego że coś musieli odkryć bo ta ich zabawka trochę kosztuje.
A my dalej nie wiemy co to jest grawitacja i jak działają magnesy, choć naprawdę świetnie potrafimy z tych zjawisk korzystać, opisywać je i przewidywać skutki ich działań. Ale nie wiemy jak to się dzieje że magnes przyciąga przedmioty. Serio. Coś tam tylko przypuszczamy. Tłumaczymy to czego nie wiemy zjawiskami kwantowymi, sprzecznymi z intuicją, ale potwierdzonymi i nawet wykorzystywanymi w technologiach. Tak jak kiedyś nie wiedząc jak powstaje wiatr korzystaliśmy z niego w odważnych żeglugach.
Niedługo, wierzę, badacze medyczni odkryją nieśmiertelność. W zasadzie nie rozumiem dlaczego nie znamy jej dziś? Śmierć i starzenie się to fantastyczne narzędzia ewolucji, rozwoju, ale chyba nie jest nam już to potrzebne? Czy naprawdę trudno to zatrzymać?

No i będziemy nieśmiertelni, zamknięci w tym kosmicznym ziarenku piasku. I co?


Tutaj mamy coś właściwie przerażającego. Wielką Frustrację. Władcy naszego świata – ci dysponującymi największymi zasobami nie mają pola do działania, nie mogą odkrywać, nie mogą podbijać, zdobywać. Ci na czubku szczytu piramidy potrzeb Masłowa tak naprawdę stoją przed wielką betonową ścianą a w ręku nawet nie mają igły, którą by mogli w tej ścianie zacząć dłubać. Mogą się tylko od tej ściany odwrócić, zapomnieć o niej i dalej bawić się między sobą w walkę o zasoby naszego świata. Dalej szukać ropy i przepychać się w bojach o ustanowienie własnego nadzorcy pól na danym terytorium. Kombinować jak wdrukować masom do umysłów marki i skłaniać lokalne rządy do jeszcze ostrzejszego pilnowania ich monopoli. Ewentualnie powalczyć o podział Marsa i Księżyca czy poszukać diamentów na asteroidach. To ostatnie brzmi nawet ciekawie aż do momentu gdy dopadnie nas świadomość własnych ograniczeń. Możemy próbować zapomnieć o Wielkiej Frustracji, ale skutkiem będzie to że nadal będziemy walić się po łbach grubo ciosanymi maczugami ( aczkolwiek sterowanymi zaawansowaną technologią) a nasz świat dalej wyglądał będzie jak lekko przypudrowane opisy z książek Jane Goodall, badaczki szympansów. Do czasu gdy zrobimy następny krok – krótki lot do sąsiedzkiej galaktyki. Fizycy do roboty!


***

PS.  - wpis który widniał w tym miejscu przeniesiony do osobnego posta: http://transatlantycki.blogspot.com/2015/12/wrocawskie-klimaty-czyli-co-aczy-kwanty.html


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz