sobota, 18 maja 2013

Pożegnanie z Azją?

Materiał Reutersa o tym jak w Azji jest coraz drożej a firmy przenoszą produkcję z powrotem w pobliże domu: http://biznes.onet.pl/wideo/raj-utracony-dla-producentow,128068,w.html
W praktyce jeszcze nie jest ani tak źle z kosztami w Azji, ani nie ma tłumów w tym przenoszeniu fabryk z powrotem. Zwłaszcza w Europie, która ma bezsensownie wysokie koszty produkcji związane z wysoką ceną energii, opodatkowaniem pracy, itp. Ale trend jest proces narasta i nie ukrywajmy, że ma to też co nieco do czynienia z polityką.

Co to znaczy dla TTIP? Na rynkach stron układu o wolnym handlu UE-USA pojawi się więcej miejscowych produktów, lokalnej pracy i w konsekwencji po prostu więcej pieniędzy na wzajemne zakupy czy inwestycje.

Jeśli chodzi o nasze krajowe podwórko, to z uwagi na politykę gospodarczą, zarówno UE jak i miejscowych specjalistów, możemy liczyć co najwyżej na to, że trochę tej nisko płatnej, fabrycznej pracy przeniesie się do nas. Ludzie we wsiach i miasteczkach powiedzieli by - i dzięki Bogu. Ale lepiej by było po prostu stosować dobrze znaną Europie politykę gospodarczą jaką obecnie robi się w Szwajcarii, czy stosowało w Niemczech po II wojnie światowej. Niestety nic nie wskazuje na to, żebyśmy mogli liczyć. Możemy się skupić jedynie na powtarzaniu mantry "Europo, nie idź tą drogą".

Ale ona idzie. Niedawno zaczął wygłupiać się prezydent Francji proponując jakieś centrale sterowanie całą ekonomią, wyciągnięte chyba z pożółkłych rozpraw Lenina: http://lexpansion.lexpress.fr/economie/hollande-lance-une-initiative-pour-relancer-l-europe_385211.html

Obrona francuskich "zdobyczy" socjalnych i to na skalę naszego kontynentu, to najlepsza droga marginalizacji Europy. Tak jak w ostatnich latach została zmarginalizowana Francja. Czy Hollande nie czuje tego stojąc twarzą w twarz z Merkel?

Teraz 22 maja spotkają się przywódcy UE aby podyskutować jak jak tu europejczyków jeszcze przycisnąć podatkami.  Co ważne dla TTIP, to mądre głowy będą rozmawiać o energetyce i analizować skutki wysokich cen energii dla pozycji konkurencyjnej gospodarki UE.

Módlmy się żeby jakiś geniusz nie wyskoczył z pomysłem, żeby to USA podniosło ceny energii u siebie, pokomplikowało swoją biurokrację, ograniczyło jeszcze bardziej wolny rynek, powalczyło z globalnym ociepleniem czy oziębieniem (nie wiem z czym to teraz walczymy, bo doniesienia są sprzeczne).

A może wyskoczy? A jeśli tak to czy Obama będzie miał coś przeciwko? Hmmm.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz